jakiego procesu elementem był - stan wojenny?

Droga do stanu wojennego

 

Proszę Państwa, rocznica wprowadzenia stanu wojennego powoduje jak zwykle wylew wspomnień i analiz – i założę się, że jak zwykle pewna sfera zdarzeń i ciągów logicznych pozostanie starannie i zgodnie przez wszystkie niezależnie od barw partyjnych - szerokim łukiem ominięta.

 

Proponowałbym spojrzenie – nie przesądzając o racji, jedynie poddając pod rozwagę – takie:

Wydarzenia roku 80tego nie były spowodowane zapowiedzianymi podwyżkami połączonymi z brakami w zaopatrzeniu – tylko były elementem rozgrywki o władzę między polskim elementem we władzach ówczesnej Polski – a elementem co prawda polskojęzycznym, ale tradycyjnie, nieustannie i niezłomnie wrogim wobec narodu Polskiego, jego podmiotowości, jego rozwoju gospodarczego i wzmacniającej się pozycji Polski za czasów Gierka. W ramach przygotowywanego przewrotu już lata wcześniej wykreowano tzw demokratyczną opozycję i demokratycznych opozycjonistów, wykreowano w sposób identyczny jak później Solidarność – struktury opozycji demokratycznej w rodzaju KORu. Metoda była taka: represje wobec – odpowiednio podburzanych - ludzi pracy powodują powstanie struktur oporu społecznego – następnie w te struktury wchodzą starannie dobrani liderzy z zewnątrz – przejmują władzę w tych strukturach. W taki sposób dokonano wymiany elit w KOR, w identyczny sposób Solidarność, gdy urosła ponad oczekiwania, została niejako przejęta przez ludzi realizujących całkiem inne interesy, niż te do których ten ruch społeczny powstał.

 

Doprowadzano do niepokojów społecznych, podburzano ludzi, osłabiano pozycję ówczesnej władzy. Późniejszy przebieg zdarzeń wskazuje, że nie była to akcja lokalna, tylko finansowana, sterowana i nadzorowana z zewnątrz. Była nakierowana na wygenerowanie takich przemian w Polsce, by rząd Gierka – usiłujący w ramach systemu zwanego umownie komunistycznym – uczynić Polskę krajem nowoczesnym, zasobnym, bezpiecznym (własna broń jądrowa) i w granicach możliwości – niezależnym – by ten rząd obalić, zaś Polskę poprowadzić w zupełnie innym kierunku.

Wszystko wskazuje na to, że zgoda na powstrzymanie tego Gierkowskiego kierunku rozwoju Polski miała charakter ponadnarodowy – decyzje zapadały w równym stopniu w Moskwie, co Waszyngtonie i – Tel Avivie. Plan najprawdopodobniej był taki, by rząd w Warszawie w taki czy inny sposób obalić, zaś – wnosząc na ramionach społeczeństwa - umościć u władzy właściwych odpowiednio wcześniej zalegendowanych jako niezłomni prześladowani przez reżim patrioci opozycjoniści

- ludzi przygotowanych do zgodnego z oczekiwaniami przeprowadzenia dalszej transformacji Polski. Z komunizmu, jak się wtedy mówiło – do wolności i demokracji.

Zaś z tego, że decyzje zapadły dużo wyżej, niż sięgały wpływy polskich władz, wynikało również i to, że nie były te władze traktowane podmiotowo – tylko miały na zasadzie podległości i posłuszeństwa – zaplanowane przekształcenia przeprowadzić.

Zrobić to w sposób pomijający oczekiwania i aspiracje Polaków – za to ściśle spełniający aspiracje i oczekiwania tych, dla których Polska została przeznaczona. Na straży należytego przebiegu zdarzeń w równym stopniu stał Związek Sowiecki, co świat Zachodu ze Stanami Zjednoczonymi. Co prawda Zachód udzielał jakiejś pomocy, ale wszystko to sprowadzało się do swego rodzaju osłodzenia tego co zaplanowane i nieuniknione. Ja zwykle w takich razach demokratyczny świat niewiele wybiegł poza pokrzepiające deklaracje i wyrazy poparcia.

Sprawy miały się toczyć tak, jak zaplanowano.

Jestem przekonany, że władze Polski Ludowej, w tym obaj generałowie, byli świadomi gry, jaka toczy się nad ich głowami, byli też doskonale świadomi tego, kto jest rozgrywającym, kto beneficjentem, a kto ma wykonać rozkazy – lub zostanie zastąpiony przez kogoś dla kogo koszty społeczne, w tym ilość ofiar w ludności – nie będzie miała najmniejszego znaczenia – a nawet przeciwnie. Przecież wiemy dokładnie kto usiłował wtedy podburzać ludzi do rozwiązań siłowych. Jest oczywiste, jak by się takie próby skończyły.

Całkowicie również odrzucam twierdzenia, jakoby w przypadku niepowodzenia operacji wymiany elit na słuszne, nie groziła nam interwencja sowiecka. Ona była przygotowana już rok wcześniej i polskie władze dostały takie ultimatum. Pisze o tym w swoich wspomnieniach generał Pożoga. Więc z całą pewnością rok później nikt poważny by sobie nie pozwolił by w samym centrum Układu Warszawskiego jacyś za przeproszeniem robotnicy wystrzeliwali w kosmos całą zaawansowana koncepcję przemian geopolityczno-gospodarczych, na jaką wielcy tego świata się zgodzili. Więc włóżmy to między bajki, zresztą w Polsce stacjonowało nie mniej niż 200 000 sowieckich żołnierzy, byli też w pogotowiu bracia Czechosłowacy i Niemcy.

Nie wiem, po co historycy opowiadają takie rzeczy. Tzn wiem, ale udaję, że nie wiem.

 

Tak więc mieliśmy do czynienia z operacją przejęcia Polski. Przebiegła ona stosunkowo bezkrwawo być może dlatego, że gen. Kiszczak kazał strzelać do górników w Wujku. I ta ich bohaterska śmierć spowodowała, że społeczeństwo nie zostało sprowokowane przez polskojęzyczne siły do masowego wystąpienia siłowego – które z całą pewnością zostałoby krwawo stłumione. Ofiary liczone byłyby w tysiącach.

By stłamsić ruch społeczny, wprowadzono stan wojenny, po nim Solidarność i cała opozycja demokratyczna miała już dostać – i dostała – innych, lepszych zaufanych liderów. Można było przystąpić do uczty rytualnej przy Okrągłym Stole (Round Table) – ale w menu było to, co wcześniej ustalono w Magdalence w cieniu symboli państwowych, które z całą pewnością nie były polskie – tylko zupełnie innego państwa.

Po uczcie rytualnej przystąpiono do już niczym nieskrępowanej konsumpcji i grabienia łupów – ukrytych pod nazwą przemian gospodarczych i wprowadzania zasad wolnorynkowych, a skutkujących rozgrabieniem majątku narodowego, przejęciem lub doprowadzeniem do upadku tak pojedynczych firm, jak całych gałęzi gospodarki.

Władzę przejęli właściwi z punktu widzenia międzynarodowego porozumienia ludzie – tajemnicą poliszynela jest, że są oni, lub ich pomazańcy i potomkowie u władzy do dziś. Słusznie są te rządy zwane polskojęzycznymi – próby wprowadzenia jakichkolwiek reform, czy zmian prowadzących do upodmiotowienia Polaków i ułatwienia, czy uproszczenia głównych przeszkód w rozwoju – sądownictwa, systemu ubezpieczeń, administracji, prawa, obrotu gospodarczego, przedsiębiorczości, rolnictwa – są mimo równie solennie, co nieustannie składanych deklaracji – dyskretnie ale konsekwentnie torpedowane. A ludzie walczący o takie przemiany – odsuwani w najlepszym przypadku na margines życia publicznego, czasami poza margines życia.

 

Można powiedzieć, że proces rozpoczęty walką o władzę w latachtużpowojennych między Polakami a polskojęzycznymi trwa nieustannie, przechodzi zawirowania, ale w ogólnym rachunku go przegrywamy. Również, a może GŁÓWNIE z tego powodu, że nie mówi się nam o tym – o co tak naprawdę chodzi w tej rozgrywce, kto z kim walczy, kto kogo wspiera, jakie ma intencje. Jeżeli występują w środkach masowego przekazu analitycy, politolodzy, których społeczeństwo z własnych podatków wykształciło, by temu społeczeństwu służyli – to ci ludzie nieustannie opowiadają nam bezpieczną część prawdy, czy raczej półprawdy – rzeczy najważniejsze skrywając w milczeniu.

Dokładnie to samo dotyczy przyczyn zaistnienia takich zdarzeń, jak stan wojenny – widzianych w szerszej perspektywie, niż czołgi na ulicach i przemawiający generał.

Oraz brak teleranka.

 

Dziękuję za uwagę