z pewnego listu - może do A. - a może do J. ?

Z pewnego listu – może do A. - a może do J.

 

..my, chłopaki, to mamy ciężkie życie. Ja na przykład, (ja - Andrzej, zostawmy buddyjsko-medytacyjne wygibasy na boku) pierwszy raz zakochałem się - w Eli Z. w pierwszej klasie wrocławskiej szkoły podstawowej nr 64, właściwie zaraz potem, jak poszedłem do szkoły. Siedziałem i gapiłem się, nie mogłem oczu oderwać. A była okrągła na twarzy, pucułowata, miała dwa warkoczyki i do tego była ruda. Wyrósł z niej klasyczny pasztet – ale wtedy oczu nie mogłem oderwać. Potem, w piątej klasie, pamiętam jak dziś, Justynie L. zaczęły rosnąć cycki. I tak ledwo sterczały spod bluzki – a ja byłem jak zahipnotyzowany. Pojechaliśmy na wycieczkę klasową na zamek Bolków i do obozu w Rogoźnicy i do czegoś jeszcze - a ja widziałem tylko cycki Justyny Lisiewicz – choć w istocie prawie ich nie było. Justyna to też był w sumie pasztet, no, ale miała cycki...

Potem były już poważne sprawy – po siódmej klasie pojechałem na kolonie i tam przez miesiąc miałem swoją pierwszą prawdziwą dziewczynę, Ulę P.. Normalnie chodziliśmy za ręce, całowaliśmy się (z języczkiem). Myślałem że się z nią ożenię. Po powrocie okazało się że to taka chuliganiara, darła ze mnie łacha z koleżankami. Serce zostało złamane po raz pierwszy.

 

Na szczęście zaraz potem zaczął się rok szkolny, ósma klasa. Ja wróciłem z kolonii innym człowiekiem, w końcu miałem już dziewczynę, nauczyłem się grać w różne gry, nauczyłem się też bić. Więc złamane serce złamanym sercem, ale szybko zwróciłem uwagę na moją koleżankę z klasy, Anię Z. – świetną uczennicę, choć nie w typie prymuski, wysportowaną, bardzo zgrabną smukłą (Venus Williams - pomijając karnację - stale mi ją przypomina) o nieziemsko pięknej twarzy. Staliśmy się flagową parą szkoły podstawowej, byliśmy nierozłączni, a że nie tylko nie miało to wpływu na oceny, ale nawet ja trochę zacząłem się starać i nie odstawać od mojej damy – nauczyciele z ulgą (taki zdolny, pani Tokarska, żeby on jeszcze choć trochę chciał się uczyć) przymykali oko nawet na takie rzeczy, jak to, że często zrywaliśmy się z ostatniej lekcji, by włóczyć się po okolicznych terenach zielonych i tam – zajmować się sobą – na miarę piętnastolatków. Potem się dowiedziałem jaki byłem zacofany – nasze równolatki w tym czasie już się umawiały ze swoimi kolegami na grupowe rżnięcie. Ale mnie to nie obchodziło. Cały rok szkolny trwała ta nasza piękna historia, choć.... Wtedy poznałem brzydką twarz dorosłych dokładnie ojca mojej wybranki. Rodzice oczywiście wiedzieli o naszym związku i go akceptowali – ale gdy pewnego razu poszliśmy z klasą do kina, a potem ja i ona wysiadłszy z tramwaju poszli przez Park Południowy w kierunku jej mieszkania na Ślężnej (odprowadzałem ją, jak zwykle, czasem odprowadzaliśmy się nawzajem po kilka razy) – i po drodze usiedliśmy na ławce, tzn ja na ławce, a ona na moich kolanach, normalnie bez podtekstów i gadaliśmy – podeszli milicjanci (było już ciemno, może koło 21) Wylegitymowali nas, zrobili aferę, że seks nieletnich na ławce, a że moich rodziców nie było pod telefonem, ściągnęli jej ojca, żeby nas zabrał. Przyjechał, był wściekły na mnie, rzucał się, powiedział że zaraz porozmawia z moim ojcem i mi pokaże. Ja nie miałem nic przeciw, podałem adres i pojechaliśmy. Podjechał pod dom przy Turniejowej, zobaczył z zewnątrz willę.... i nawet nie wysiadł z samochodu, stał się jakiś taki – malusi. Powiedział cicho, że w sumie nie ma sprawy, prosił pozdrowić rodziców i ...zniknął. Wtedy pomyślałem, co za szczur – ale już wiedziałem o co chodzi. Oni mieszkali w bloku - a w willach mieszkali, wiadomo, dygnitarze. Nie mógł wiedzieć, że mój ojciec zasuwał jak szalony by ten dom własnymi rękami zbudować. Zobaczył willę i - machnął ręką na cnotę córki... kutas złamany!

 

W każdym razie rok szkolny się skończył. Moja śliczna poszła do dobrego ogólniaka, chyba to piątki, a ja, cóż, do Technikum Mechanizacji Rolnictwa. A tego w eleganckim towarzystwie się nie nosi. Więc moja cudna spuściła mnie, jak to się mówi, po brzytwie, czy inaczej rzecz ujmując – użyła spłuczki. Wtedy serce zostało połamane na dobre i na długo.

 

Do czego zmierzam? Do tego, że od młodych lat ulegamy fascynacji kobiecym wdziękom, urodzie, spojrzeniom, niedomówieniom, trzepotowi rzęs, zapachom, gładkości skóry, zniewalającemu tonowi głosu, dotykowi, zapachowi, smakowi – całej tej upojnej magii. Nasza męska intuicja podpowiada, jak się dobrać do tego garnca słodkości, jakich sztuczek użyć, jakich tajemnych zaklęć. Aż się w końcu do tego czy innego garnca nie bacząc na przeszkody – dobieramy. A ich intuicja podpowiada im, jak z tego, że tak pragniemy do tego garnca się dobrać – wyciągnąć dla siebie korzyści. I tak wzajemna gra interesów doprowadza do tego, że to co na zachętę było oferowane gratis, z czasem zaczyna kosztować. Będę cię kochała, ale.... potrzebuję tego, tamtego, chcę mieć nad tobą kontrolę, kontrolę nad pieniędzmi, nad czasem. Potem nad myślami. Potem dochodzi presja dzieci i ich potrzeb, często prawdziwych, ale czasem urojonych. Trzeba tego, trzeba tamtego, wyjść tu, wyglądać tak, to wypada, to nie wypada, dlaczego to, dlaczego tamto, wolałabym inaczej, boli mnie głowa, mógłbyś więcej pracować, mielibyśmy więcej pieniędzy...mielibyśmy więcej pieniędzy...mielibyśmy więcej pieniędzy...mielibyśmy więcej pieniędzy...mielibyśmy więcej pieniędzy...mielibyśmy więcej pieniędzy...mielibyśmy więcej pieniędzy...mielibyśmy więcej pieniędzy...

 

I tak nieszczęśnik, który kochał ową cudną nieziemską istotę, nagle budzi się, przeciera oczy ze zdumienia – bo w domu ma wroga. Bezwzględną roszczeniową harpię, napuszczającą na niego własne dzieci – o bliższych i dalszych znajomych nie wspominając. Staje wobec nieustającej sesji egzaminacyjnej przed kimś kto go na pewno uwali, ale nie skreśli z listy – tylko sponiewiera i każe lepiej się postarać. Jeszcze lepiej i jeszcze lepiej. By ONA była zadowolona.

 

Pajęcza sieć trzyma mocno. Jedni się poddają, inni szarpią się, walczą po sądach. Inni piją, uciekają w pracę, w romanse na boku. Czasem wyrywają się z sieci i wpadają w następną, jeszcze gorszą – jak Kazimierz wpadł w Isabel

Teraz dopiero zacznie się pranie brudów? Isabel wkurzona oświadczeniem Marcinkiewicza w którym oskarża ją o nękanie | nczas.com )

 

albo płacą dziwce, która świetnie żyje z takich nieszczęśników i targają ją za włosy, biorą ją w dupę od tyłu bez gumy, potem spuszczają się w usta, biją (wszystko w ramach kontraktu) o czym potulnie wracają do domowego ciepła – aż znowu nie zdzierżą. W ostateczności bez końca pucują w garażu lub pod chmurką samochód, lub po prostu piją – jak mój ojciec – trzeźwiał gdy matki nie było w domu (sanatorium etc) i był bardzo fajnym gościem. Studia rzucił po miesiącu, ale miał spośród znajomych (wszyscy magister w magistra, choć i paru profesorów) – największą najciekawszą bibliotekę. Magistry i profesory pożyczały książki - i nie oddawały.

Gdy matka wracała, wszystko wracało do pijanej normy. Pił i pracował, zmarł tyrając do końca. W domu który zbudował nie miał nawet swojego pokoju.

 

Czasem biją, czasem zabijają, czasem wysadzają kamienicę w powietrze. Czasem tylko wychodzą po papierosy i nigdy nie wracają. Niedawno w jednej z kopalni był wybuch, uwięzieni zostali górnicy. W końcu ich odratowano, jeden z nich pytany o tym, co myślał, gdy był pod ziemią, powiedział: bardzo się bałem, że żona będzie się pieklić! Taki skarb czekał na niego w domu – i zionął ogniem. Bezpieczniej było pod zawałem w kopalni.

 

 

Dziękuję za uwagę